Święty Jakub i jego święto pozostaną oficjalnym świętem szlaku, który przecież prowadzi do grobu tego Apostoła. A jednak wydaje się, że takim nieoficjalnym świętem Camino może być Boże Narodzenie. Dlaczego?
Boże Narodzenie to jest początek. Początek nowej historii. nowego otwarcia, nowego etapu w życiu ludzi. Podobnie jest z Camino. Człowiek zostawia za sobą wszystko, i ZACZYNA. Jeszcze dokładnie nie wie, co to będzie. Nie wie, co go spotka. Ale idzie z nadzieją w nowe. W nową dla niego rzeczywistość.
Po drugie, w tej rzeczywistości pielgrzymowania do św. Jakuba, chyba najbardziej dojmującym doświadczeniem jest… WSPÓLNOTA ludzi. Tak trudna czasem do doświadczenia na co dzień. Dokładnie to samo przesłanie i tę samą rzeczywistość tworzy Boże Narodzenie.
Spotykamy się w te święta, łamiemy się opłatkiem. Dzielimy się tym, co mamy, na stole i w sercach. Najlepsze życzenia, dla wszystkich. Święta to czas, gdy jesteśmy RAZEM.
Wraz ze wspólnotą Boże Narodzenie przynosi POKÓJ. Bóg przynosi ludziom pokój. Śpiewamy o tym. Wyrażamy to w tekstach modlitw. 104 lata temu ludzkość – może po nie raz pierwszy – stoczyła się w otchłań piekła. A piekło to nienawiść, śmierć i zabijanie. Więc 24 grudnia 1914 roku, czuwali naprzeciw siebie, mierząc do siebie z karabinów i dział, żołnierze niemieccy i alianccy na froncie zachodnim pierwszej wojny światowej. Między nimi było kilkadziesiąt, może czasem więcej metrów “ziemi niczyjej”. Usłanej trupami i rannymi. Wysłani tam przez potęgi polityczne zabijali się nawzajem.
I wtedy, w wigilię 1914 roku, Niemiec wystawił z okopu choinkę. Po chwili wygramolił się z ukrycia i… stanął widoczny dla wszystkich. Wystarczyło pociągnąć za spust z drugiej strony. Mierzyli do niego, jak zwykle. Nikt nie strzelił. Z drugiej strony też się ktoś pokazał. I wbrew tzw. rzeczywistości, żołnierze z obu stron, zaczęli wychodzić z transzei i iść krok za krokiem do przodu. I spotkali się ze sobą w samym środku strasznej wojny. W tamte Święta Bożego Narodzenia, przecież 104 lata to wcale nie tak dawno, chcieli być czymś więcej niż żołnierzami, chcieli być ludźmi.
Z Camino jest podobnie. Nie tak dramatycznie, ale równie dosłownie. Na szlaku, wśród ludzi, a nawet potem, wśród braci pielgrzymkowej, doświadcza się POKOJU. Bo on jest przecież naturalną cechą wspólnoty, jaką ludzie tworzą zawsze wtedy, gdy są zdążają ku Bogu, ku niezafałszowanemu Dobru, które jest Miłością.
Tak jak w przypadku Bożego Narodzenia, Camino polega na zdążaniu i nie ma względu na osoby a nawet na religie. Do narodzonego Pana Jezusa nie szli kapłani ówczesnego kościoła. Nie zdążali tam “biskupi”. Współczesna Jezusowi elita społeczeństwa miała lepsze ważniejsze zajęcia.
Do Nowo Narodzonego przyszli ludzie z nizin społecznych – pastuszkowie. Ci – być może pogardzani przez wielkich i ważnych. To oni byli wybrańcami Boga. Ale do Niego, zdążali także ludzie spoza religii Izraela. To mędrcowie, magowie czy królowie jak ich nazywa tradycja. Niewiele o nich wiemy oprócz tego, że byli z daleka, z innych narodów i religii, że byli ludźmi mądrymi, że szukali Boga i szli za gwiazdą w Jego poszukiwaniu. Aż dotarli do żłóbka, gdzie złożyli swoje dary. To, co uważali za najcenniejsze.
I na szlaku Camino, przeważają prości ludzie. Czasem nawet życiowi rozbitkowie, mało warci w hierarchii tego świata. Idą ludzie pobożni i wcale nie religijni, idą ludzie innych nawet wiar. Wszyscy idą. Do tego jednego miejsca. I wszyscy tak naprawdę szukają Boga, który odzywa się do nich w ich sercach. Jak? Czym? Odzywa się jak zawsze, jak zwykle, pragnieniem odnalezienia domu, to jest szczęścia, to jest miłości i prawdy, która jest i nie przemija.
Więc ten obraz ludzi zdążających ku Bogu, których owo zdążanie łączy i przynosi im pokój, których wzywa na drogę bez względu na pochodzenie, rasę czy religię, wydaje się jakoś wspólny dla Bożego Narodzenia i dla Camino. Może to dzięki Bożemu Narodzeniu właśnie, a także po części dzięki Camino, stajemy się tymi, których Bóg tak bardzo chciał widzieć – ludźmi…
Moja książka o pielgrzymowaniu:
Zdjęcie wykorzystane z flickr