Największy tygodnik katolicki w Polsce “Niedziela” zamieścił – jak dobrze – całostronicowy tekst Witolda Gadowskiego poświęcony tematowi pielgrzymowania do Santiago de Compostela: “TEN MARSZ SIĘ ZBLIŻA…”
To ważna publikacja, bo jakkolwiek pielgrzymi publikują wiele tekstów, relacji i wspomnień, to publikacja w “Niedzieli” ma duży ciężar gatunkowy, jest czymś o wiele bardziej znaczącym i istotnym, niż tam jakieś blogerskie pisanie.
Zacząłem pisać z zamiarem skomentowania tekstu z “Niedzieli”, a jednak – teraz – nie potrafię. Zatem tylko cytaty z tej publikacji i prośba – by może ci, co Camino przeszli, zamieścili jakiś komentarz:
Z katolickiej Polski wyjdzie ogromny marsz, który pokojowo, w modlitwie i skupieniu przejdzie przez całą Europę, aż dojdzie do relikwii św. Jakuba.
Zostaliśmy zamknięci w naszej Twierdzy i zewsząd uderzają w nas podmuchy totalnej wizji przyszłości. Możemy jeszcze długo tkwić w tej zorganizowanej obronie, jednak szeregi będą nam się kruszyć, zaraza będzie się podstępnie wkradała w mózgi całych grup
Musimy wyjść poza mury naszej Twierdzy, wynieść święte obrazy, obrzędy i krzyże i ponieść je przez trwającą za murami zawieruchę. Wielki Marsz, swoistą katolicką Krucjatę Wyzwolenia Europy, mogą zapoczątkować tylko ludzie wielcy duchem, prawdziwi mocarze i wizjonerzy.
z Częstochowy wyjdzie wielotysięczny tłum wiernych, niosący ze sobą krzyże, feretrony i rycerskie sztandary katolicyzmu.Na jego czele pójdą ludzie o mężnych umysłach i sercach,
wizjonerzy i wodzowie. Czas już na was, Rycerze! Zbierzcie nas i ruszajmy!
nie będziemy się zbytnio troszczyć o materialne
aspekty Wielkiego Marszu. Tu konieczne jest zaufanie w moc
Stwórcy i przesłanie Jezusa Chrystusa.
Uczestnicy marszu:
Po drodze będą wyszydzani, znajdą się w aresztach „za naruszanie świeckości przestrzeni publicznej”, zostaną zaatakowani przez kolonizujących kontynent muzułmanów.
To będzie prawdziwy europejski szok.
Ludzie będą maszerować z podniesionymi głowami, a wśród
maszerujących słychać będzie coraz więcej europejskich języków…
Ostatni cytat (kto to napisał i gdzie?) :
Przekleństwem każdych czasów są Prometeusze oraz podążający za nimi psychopaci i wilkołaki.
I co tu o tym myśleć?
To będzie zawłaszczenie Drogi miejsca skupienia, modlitwy i spotkań z bliźnimi w radości i spokoju. Boże strzeżesz Šwiat przed krucjatami.
Dziękuję za komentarz. Mi Camino kojarzy się z osobistym zmierzeniem się, z czym? Z własną słabością, z własną niewiedzą, z szukaniem Boga i odnajdowaniem go, w innych ludziach, w zdarzeniach, w drodze i wszystkich jej kłopotach i radościach.
Ś więte słowa. Dla każdego oznacza coś innego. To spotkanie z sobą i innymi ludźmi.
Ano 🙂
Amen
bez krucjat nie byłoby pielgrzymowania do Hiszpanii, bo nie byłoby Hiszpanii…
Krucjata to inaczej wyprawa krzyżowa. Pierwsza z nich miała miejsce 1096-1099. Były to wyprawy wojenne do Ziemi Świętej – tereny współczesnego Izraela. Hiszpania też jest owocem zmagań zbrojnych, ale w innym miejscu i w innym przedziale czasu, tym razem na półwyspie Iberyjskim. To nie były krucjaty, tylko proces rekonwisty. Zaczął się ok roku 720 a więc na 400 lat przed krucjatami i trwał aż do XV wieku. To tak tytułem poprawności, żeby nie mylić pojęć 🙂
Przeczytałam cytaty i fragment w necie, który jest dostępny bez prenumeraty. Przeraża mnie ta wizja. Dla mnie camino jest drogą, która wyrosła z chrześcijaństwa, ale przyjmuje każdego. Drogą indywidualną i drogą pokoju. Jeśli na camino wyrusza się z otwartym sercem i z otwartym umysłem, szukając tego co łączy, a nie co dzieli, dzieją się małe i większe cuda. Marsz fanatyków narzucających swoją wizję to gwałt zadany drodze, który może zniechęcić ludzi do pielgrzymowania. Oby do tego nie doszło.
Dziękuję za komentarz.
Ja myślę, że Camino z chrześcijaństwa wyrosło, ale i do chrześcijaństwa prowadzi. Tyle, że może inaczej, niż chciałby tego autor tekstu, którego fragmenty można przeczytać powyżej. Myślę też, że ważne jest to, czy mówimy między sobą w oparciu o nasze życiowe doświadczenia, czy też teoretyzujemy. Jeśli ktoś coś propaguje, ale nie w oparciu o swoje własne doświadczenia, tylko są to recepty dla innych na podstawie tego, co się komu wydaje, to najczęściej nie są to wartościowe sprawy.
przyjmuje każdego czyli każdego
Ktoś kto był już na Camino ten wie, że to nie jest pielgrzymka dla wielotysięcznych tłumów. Że na tym szlaku jedną z najważniejszych możliwości jest wędrowanie samemu, w pojedynkę, a spotykanie pielgrzymów w przydrożnych barach i na noclegach. Na tej trasie tysięcznego tłumu a chorągwiami nie wyobrażam sobie!
Nie wiem czy sam “pomysłodawca”, autor artykułu w Niedzieli, ma swoje doświadczenia, które proponuje innym, to znaczy czy przeszedł z Polski do Santiago, czy też to raczej taka wizja, bez kontaktu z doświadczeniem. W ogóle, nawet w naszej religijności, wydaje się, że mówienie o różnych rzeczach bez realnego doświadczenia – czyli teoretyzowanie – zdarza się czasami 🙂
Dwie myśli w tym artykule są dobre – Camino to bardzo wartościowe miejsce odnowy Chrześcijańskich korzeni Europy i to, że Polacy mogą również wiele wnieść w tę odnowę. Poza tym zbyt dużo buty, tryumfalizmu. Camino bez indywidualnego charakteru pielgrzymowania, wolności i elastyczności w spotkaniach z innymi ludźmi jakie ta formuła daje, nie istnieje. Boga poznaje się przez wyciszenie i wytrwałą cierpliwość, a dzieli się nim przez spersonalizowany kontakt z drugim człowiekiem. Tego indywidualnego charakteru Camino trzeba bronić, a żadnej dobrej pracy nie wykona się masowym tryumfalizmem. To brzmi jak hucpa.
Być może jest to propozycja natury religijno-politycznej. Dużo w tym artykule o narodach jeszcze i złej Europie.
Być może, ale mieszanie wiary chrześcijańskiej i polityki jest szkodliwe dla wiary. Za takie coś biorą się często ludzie, którzy z żywą wiarą mają mało wspólnego, a jedynie chcą pociągnąć elektorat chrześcijański. I przeważnie robią to w złym kierunku. Po pierwsze widać, że autor tego artykułu nie przeszedł Camino, bo nie wyobrażam sobie, żeby ktoś kto je doświadczył, mógł wyjść z takim pomysłem. To instrumentalne traktowanie wiary. Stąd artykuł, oprócz dwóch wspomnianych myśli, oceniam negatywnie. W kwestii popularyzowania Camino nie można iść na skróty i zamienić pracy i spotkań z ludźmi, cierpliwego propagowania tej idei, na pomysł masowej krucjaty. Bo to już wtedy nie będzie Camino. Camino, to nie tylko geograficznie umiejscowiony szlak i punkt docelowy – Santiago, ale sposób pielgrzymowania.
Rozumiem i w sumie – zgadzam się. Szczególnie ta ostatnia myśl, “Camino, to nie tylko geograficznie umiejscowiony szlak i punkt docelowy – Santiago, ale sposób pielgrzymowania.” – złota czcionka. Jak nie ma copyright, to pozwolę sobie ten argument zapamiętać i czasem go wypowiedzieć lub zapisać 🙂
Nie ma problemu. Pozdrawiam
Jeszcze jedna myśl odnośnie złej Europy. Nauka Chrystusa zawsze był skierowana do zwykłych ludzi, a nie do rządzących. Nawet jeśli nie popieram idei polityczno-społecznych dominujących w Europie Zachodniej, to nie znaczy, że zakładam, że wszyscy ludzie są nimi przeżarci. A ponieważ tam mieszkałem, wiem, że wielu ludzi tych idei również nie popiera. Drugiego człowieka trzeba wpierw polubić, odkryć w nim coś ciekawego, unikatowego, żeby go ewentualnie zmienić i to pod warunkiem, że my mamy mu coś do zaoferowania. Chrześcijaństwo to nie ideologia, ale wiara w to, że konkretnym miejscu i w kulturze, w której mieszkamy i się wychowaliśmy, możemy dążyć do doskonałości przez oparcie się na Jezusie. Taki tryumfalny pochód przez Europę ma więcej pogardy dla ludzi, niż pragnienia zbliżenia ich do Boga.
Dokładnie. Ja bym powiedział, że najpierw trzeba Europejczyków zatem Niemców, Francuzów, Hiszpanów i innych POZNAĆ. Może jeszcze raz – POZNAĆ. Ludzie poznają obraz telewizyjny i przekaz internetowy i im się wydaje, że to jest rzeczywistość.
Też, zanim przeszedłem do Santiago, miałem różne wyobrażenia na temat Europy. Noclegi czasem w przypadkowych miejscach, spotkania przypadkowych ludzi, itd. itp. prawdziwy kontakt i okazuje się, że wszystko wygląda inaczej niż w telewizorze.
Ja bym poszedł jeszcze dalej i powiedział, że chrześcijaństwo to przede wszystkim praktyka zwykłej, codziennej MIŁOŚCI. Praktyka wyrażająca się na początek w pozytywnym stosunku do innych ludzi. Nam – ciekawe czemu – pomyliło się chrześcijaństwo z nabożnością i obrzędowością. To są cenne i ważne elementy, które mogą pomóc, ale mogą wcale nie pomóc i nie po tym się poznaje chrześcijan, że idą z feretronami.
Dobry wpis. Pełna zgoda
Niemożliwe, że ktoś mógł coś takiego wymyślić. Właśnie wróciliśmy z żoną z camino i wiemy, co jest najważniejszą wartością tej drogi – samodoskonalenie się człowieka i doświadczanie transcendencji i sacrum. Na pewno nie ma tam miejsca na walkę z kimkolwiek, a wręcz odwrotnie – ideą camino jest pokój. Widok “rycerskiego” tłumu jak najgorzej się kojarzy. Mamy nadzieję, że nikt nie zbeszcześci tej pięknej tradycji.
Dziękuję za ten komentarz. Jednak… największy tygodnik katolicki publikuje takie rzeczy. Dziwne trochę. Pozdrawiam.
Zamieszczę jeszcze jeden ze swoich komentarzy do tego tekstu z “Niedzieli” z facebooka:
Ja uważam, że Camino jest dla każdego i KAŻDY może nim iść tak, jak chce, o ile nie narusza to ogólnie przyjętych zasad współżycia między ludźmi.
Ja uważam, że maszerowanie w wielotysięcznym tłumie – z feretronami, za “przywódcami o mężnych sercach, co to wezwali lud na marsz” – takich ogólnie przyjętych zasad NIE NARUSZA, więc można tak też pielgrzymować.
Kłopot jednak w tym, że propozycja przedstawiona w tygodniu “Niedziela”, jest dziwna.
Po pierwsze jej Autorzy stwarzają błędne wrażenie, iż mieszkamy w “Oblężonej twierdzy”. Kto mieszka? Ja mieszkam? Komentujący mieszkają w oblężonej twierdzy? Po co te hasła i sugestie?
Po drugie Autorzy propozycji, choć nie wprost, deklarują, że reprezentują Polskę i Polaków. To pomyłka. Nie reprezentują.
Po trzecie, Autorzy chcą zorganizować taki marsz by rechrystianizować Europę i wywołać w niej “szok”. Całe przedsięwzięcie nie jest zatem nastawione na wiarę i kwestie religijne mających w nim uczestniczyć ludzi, ale NA ZEWNĄTRZ. To jest jak akcja polityczno-religijna nakierowana od samego początku na konflikt, a nie pielgrzymka. “My” mamy “im” POKAZAĆ! Trzeba by złagodzić retorykę, nastawić się bardziej na kwestie formacji duchowej uczestników, a nie formacji duchowej innych ludzi.
Wszystko to jest jaskrawo sprzeczne z “duchem Camino”, który się rozwinął bez pana Gadowskiego i jego “Wielkiego Marszu”, z wolnej woli setek tysięcy indywidualnych pielgrzymów z całego świata, którzy Camino odtworzyli swoim własnym wysiłkiem.
Stąd Camino nie jest NA POKAZ. Camino jest dla jego uczestników pewnego rodzaju drogocennym, duchowym DOŚWIADCZENIEM, których teraz naprawdę bardzo mało. Doświadczeniem czystym, prawdziwym, niezafałszowanym.
Gdy widzą ci pielgrzymi teraz, jak jakiś Autor w “Niedzieli” chce Camino WYKORZYSTAĆ do “rechrystianizowania” Europy metodą marszu “Dla Ciebie Polsko”, to nie ma się co dziwić, że “krew się w nich gotuje” i wyrażają swoją dezaprobatę.
Więc odradzam kombinacje i erystyczne zagrywki z piórnika, że skoro ktoś chce iść w “jakiś sposób” to dlaczego inni nie pozwalają. Nie. Nie “nie pozwalają”. Wyrażają swój niesmak i nawet czasem oburzenie, że to, co dla nich drogie i prawdziwe, ktoś chce wykorzystać w sposób, jaki im się nie podoba.
Jeśli dołożyć do tego, zgłoszoną gdzieś w komentarzu, a możliwe że faktyczną, wersję, ze to miałby być marsz rotacyjny, to całe przedsięwzięcie jest jeszcze bardziej inne od realnego pielgrzymowania.
Nie chodzi więc o to, by ktoś szedł do św. Jakuba. Chodzi o CHODZENIE PO DROGACH św. Jakuba, W CELU wywołania szoku w Europie.
Ja życzę Panu Gadowskiemu i osobom popierającym tę inicjatywę, żeby przeszły Camino. Całe. Minimum te 870 km jednym ciągiem przez Hiszpanię. A najlepiej z Polski do Santiago.
Nie ma nic niewłaściwego w procesji z feretronami. Odwrotnie, ten aspekt religijności na szlaku, na wzór – bo to kopia – pielgrzymek na Jasną Górę, może być ciekawy i inspirujący dla wszystkich. O ile… o ile… nie będzie on nachalny, planowany jako “szok”, o ile nie będzie się idiotycznie zupełnie straszyć uczestników, jak to będą napadani przez islamistów i więzieni za symbole religijne, o ile nie będzie się im prać mózgów, jaka to Europa zgniła i zła, a oni święci i dobrzy.
Jeśli taka pielgrzymka, przebiegałaby w pokorze, w radości, w dzieleniu się z innymi, w nawiązywaniu przyjaźni, w poznawaniu rzeczywistości, to byłaby po prostu inną formą pielgrzymowania. W przedstawionej postaci, pielgrzymowaniem jakby nie jest, jest wykorzystywaniem pielgrzymowania do tworzenia przedsięwzięć mieszanej natury polityczno-religijnej, budowanych na przekonaniu o własnej wyższości i nastawionych na oczekiwanie wydarzeń konfliktowych i jaskrawych.
Chętnie bym się przyłączył!
Cały czas myślę o tym!
Fanatyzm to zło, zło, które krzywdzi, nawet zabija. Wystarczy znać historię. To jedno, a drugie-kto daje panu Gadowskiemu prawo do decydowania o tym kto i w kogo ma wierzyć? Kim on jest, żeby nieść, tu zacytuję “katolicką Krucjatę Wyzwolenia Europy”?. Św Jan Paweł II nigdy nikomu nie narzucał wiary, nigdy nie mówił, że kościół rzymsko-katolici to jedyna słuszna droga, nie organizował “marszów” w celu nawrócenia świata. Mówił jedynie jak człowiek ma żyć, aby żyć w zgodzie z Bogiem, o tolerancji, o miłości Boga do człowieka. A był niezaprzeczalnym autorytetem. A pan Gadowski kim jest?