129 dzień od mojego wyjścia z domu to była niedziela. Byłem nadal w Santiago. W Aquariusie spało mi się dobrze, chociaż sąsiedzi zagęścili atmosferę niepranymi skarpetkami. W katedrze usiadłem tym razem z boku, żeby obejrzeć kadzidło, bo to się okazuje większa atrakcja niemal od Jakuba. Prezenty kupiłem poprzedniego dnia. Teraz tylko ściskałem przy sobie, żeby się w czasie tej mszy uświęciły.
Sporo różnych zdarzeń, ale to już w książce. Po południu zabrałem rzeczy z Aquariusa i poszedłem na dworzec autobusowy. Kłopoty w kasie, bo nie mówią po angielsku. Autobus. Lotnisko. Bardzo ładne to lotnisko w Santiago. Nowoczesne, przestronne. Miałem lecieć pierwszy raz w życiu samolotem. Zaparkowałem na terenie wystawy, taka odgrodzona od głównej hali przestrzeń, z zamiarem, że prześpię tam do rana, a potem na samolot. Niestety, jakaś pani w uniformie poinformowała mnie, że zamkną i potem nie wyjdę.
Nauczyłem się po omacku obsługiwać aparat w komórce, więc te kilka zdjęć. Zapadł mi w pamięć napis wyryty na chodniku, tuż przed wejściem na stare miasto: “Europa została zbudowana na drodze pielgrzymów do Composteli”. To ponoć Goethe. Może coś w tym jest? Może to właśnie tak było, że ten jedyny taki na świecie tygiel narodów, odnalazł, zarówno mechanizm jak i wartość, które łączyły ludzi różnych państw i społeczeństw. Może na tej drodze do Santiago, którą Europejczycy chodzą już od 1000 lat, ludzie się spotykali, poznawali, zauważali, że mają coś ze sobą wspólnego i w ten sposób powstawała jakaś tożsamość, bliskość – “jesteśmy Europejczykami”. Może teraz ponownie Santiago opowiada nam tę samą opowieść, której kolejne rozdziały dopiszą już następni, może ty, może jeszcze kiedyś ja, idąc wśród gór, pól, lasów, moknąc i męcząc się, w drodze do Jakuba. Piękna ta droga.
———————————
Całość relacji w książce dostępnej w wydawnictwie Gaudium: