101 dnia szedłem do Santander. 30 km, to znaczy chyba 30 km, w Hiszpanii nigdy dokładnie nie wiadomo. Droga była piękna i długa. Tylko rano szedł ze mną mój milczący przyjaciel, ale został gdzieś na kawę. W Somo, przed Santader byłem sam. Martwiłem się, czy trafiłem na właściwą przystań, bo do samego Santader trzeba się przeprawić małym stateczkiem. Na szczęście mój milczący przyjaciel dotarł do tego samego miejsca i bez słów upewnił mnie, że wszystko ok. Atlantyk piękny, katedra mała, alberga okropna.
———————————
Całość relacji w książce