98 dnia szedłem 27km z Bilbao do Pobeña. Wybrałem łatwiejszy i myślę piękniejszy wariant trasy nad kanałem łączącym Bilbao z Portugalette. Rano w Bilbao zrobiłem trochę zdjęć. Szedłem przez to miasto z niemym Hiszpanem. Niemym, bo mówił tylko po hiszpańsku, a ja w zasadzie po hiszpańsku wcale nie mówiłem. Mimo to jakoś przypadliśmy sobie do gustu i potrafiliśmy się ze sobą porozumieć.
Żołądek mi dalej dokuczał, ale z braku sensownych mocnych trunków w Bilbao, kurację odłożyłem na później. W Portugalette wysłałem do domu trzy rzeczy: ponczo, zapasowy akumulator do komórki oraz przewodnik po Francji. Zrobiło się kilogram mniej.
Do Pobeña dotarłem wcześnie. Znalazłem miejsce. Alberga szybko się wypełniła i kolejnych przybyszów hospitalero odprawiał już z kwitkiem. Wtedy, późnym wieczorem dotarła Emillie (młoda Francuzka). Po prostu się uśmiechnęła i Hiszpan… jakby to powiedzieć, najpierw zaniemówił, a potem wynalazł dla niej dodatkowy namiot. No cóż, ja zaoferowałem jej swoją karimatę, bo miałem łóżko. Spałem obok Japończyka, który starał się nauczyć wymowy mojego imienia. Bezskutecznie 🙂
———————————
Całość relacji w książce