Camino 2015, zdjęcia: dzień 084 Roquefort

84 dnia szedłem do Roquefort. Wyszedłem na drogę, gdy była noc. Żadnych gwiazd, żadnego księżyca, tylko gęsta czerń. Szedłem wzdłuż drogi. Z rzadka daleko w tej czeni pojawiała się plamka światła. Rosła w miarę upływu moich kroków znaczących drogę, stawała się łuną, w końcu na chwilę, oślepiającą bielą i znów… czerń wokół mnie i cisza. Potem powoli się przejaśniało, pojawiła się mgła, znów niezwykłe to było, na zdjęciach trochę widać, w rzeczywistości było jeszcze “gęściej”.

W takich chwilach wszystko wygląda inaczej. Miałem sporo przemyśleń i doświadczeń z tej drogi, ale to w książce. Powiem tak, nie znamy przyszłości, jest za mgłą, niby tuż, tuż, ale niejasna, wciąż nieznana i nasze kroki nas ku niej prowadzą. Można by długo o tym.

W Roquefort oprócz mnie Christophe, Aurory i Willeke doszlusowała jeszcze pielgrzymka Francuzka. Wspaniałe hospitalery zaprosiły nas na kolację, którą same przyrządziły. Ja włączyłem się w ten wysiłek robiąc po swojemu sos winegret do sałatki, nie pozwoliły mi go dodać do sałatki no bo co facet z Polski się zna. W trakcie posiłku i rozmowy popełniłem duży nietakt. Gdy z dumą wymienili hasło rewolucji francuskiej: “Wolność, równość, braterstwo”, uzupełniłem “Albo śmierć!”. Zaprzeczyli. – Własnej historii nie znacie – zacząłem ich pouczać. – Przecież takie napisy wisiały wtedy na ulicach. – Atmosfera przy stole zrobiła się sztywna. I pewnie bym tam przepadł, gdyby sąsiadka nie zapytała – A to co? – wskazując na miseczkę z sosem. – To sos Zbigniewa – odpowiedziała Sylvie. Sąsiadka spróbowała. To, co się potem działo, to była powszechna degustacja sosu Zbigniewa. I tak jakoś ten sos mnie wyratował z nieszczęsnej sytuacji. Reszta jak zwykle w książce.

———————————

Całość relacji w książce

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.