Ilość pobrań przekroczyła 1 000 (słownie: tysiąc). Jednocześnie dynamika ich przyrostu wytraca pęd. To naturalny proces i jednak osiągnięcie, co do skali rozpowszechnienia się książki, cieszy.
Dane w liczbach to:
– ilość pobrań książki: 1 005
– ilość osób, które pobrały książkę: 650 (w przybliżeniu)
– ilość informacji zwrotnych, że ktoś czyta: 30
– ilość osób, które dały znać, że skończyły czytać całość: 4
– ilość recenzji po przeczytaniu całości: 3
– ilość dotacji: 3
Gdyby ktoś mnie zapytał, czy biorę takie wyniki, gdy tekst jeszcze pisałem, odpowiedziałbym, że w ciemno. Jednak największą wartością, zwrotem, korzyścią są wypowiedzi i oceny czytających. Całej reszty mogłoby nie być, w zestawieniu z tym prostym faktem, że rzecz “z podziemia”, “partyzancka”, nieumocowana w żadnych strukturach, nie wspierana i nie popierana, napisana nie przez jakiś autorytet tylko przez zwykłego człowieka, dociera do ludzi i jest dla nich jakąś tam, prawdziwą a nie wpieraną, wartością.
Więc dziękuję, za wszystkie sygnały i opinie. Polacy nie są zbyt skłonni do ich wyrażania. Lubimy być widzami. Więc każdy taki sygnał słowny, że czytam albo przeczytałam, co o tym sądzę, to dla mnie piękna rzecz.
Dostaję też po głowie, co muszę przyznać, trochę do mnie też dociera. Moi rodacy piszą mi takie rzeczy jak:
Wędruje sobie brodaty safanduła po świecie, bez zbożnego celu, niczym Kozia Bródka – bohater opowiastki Kornela Makuszyńskiego. To co przemierzył, zobaczył, doznał i przemyślał, a nawet co mu ślina na język nasunęła – spisywał potem każdego dnia.
Autor wygląda na “wierzącego agnostyka”. Brednie!
Muszę przyznać że sposób promocji “Najpiękniejszej na świecie książki” jaki Pan obsesyjnie uskutecznia efektywnie mnie odstręcza od wszelkiego zainteresowania Pańską pielgrzymką do Santiago de compostella i jawi mi się jako subtelna forma Pańskiej nieuświadomionej megalomanii.
Czy jestem megalomanem, safandułą spisującym, co mu ślina na język nasunęła, obsesyjnie uskuteczniającym promocję swoich bredni? Nie wiem. Może. Jeśli tak, to proszę o więcej takich uwag. Człowiek najłatwiej się myli przy ocenie własnych intencji i zachowań. Mylnie siebie i to co robi postrzega, gdy tymczasem bliźni zwrócą mu, z dobrego serca, uwagę na to – jaki jest naprawdę.
Osoby piszące te oceny, przedstawiają się generalnie jako bardzo religijne. Więc może coś w ich opiniach jednak jest?
Od niedawna książka jest dodatkowo dostępna w formie ebooka, do kupienia w księgarni internetowej. Z różnych względów uznałem to za potrzebne. ISBN. Z czasem umieszczenie w katalogach tych najbardziej popularnych jak Empik. Itd. Książka nadal pozostaje do darmowego pobrania ze strony bloga. Bo to (“Droga”) jest przede wszystkim coś, czym chciałem się podzielić.
Dodałem też stronę z recenzjami. O dziwo, cztery osoby, które dały znać, że przeczytały całość to… mężczyźni! 🙂 A mówią, że kobiety czytają. A tymczasem…. to mężczyźni. Nie wiem. Może to książka napisana przez faceta dla facetów? Nie wydaje mi się, przynajmniej nie miałem takiego zamiaru.
Wciąż nie potrafię trafić, znaleźć dojścia, sposobu, by książkę zechciały wydać w tradycyjny sposób wydawnictwa “papierowe”. Ale to nie jest tylko mój problem. Rynek jest specyficzny. Z kilkunastu wydawnictw, do których skierowałem zapytanie, odpowiedziały trzy, wszystkie negatywnie. W tym jedno, że po prostu jest małe i nie mogą, ale doceniają.
I tak pewnie powinno być. Bo wszystko, co nam się przydarza i czego doświadczamy, może…, powinno być. Nawet, jeśli to nas wcale nie cieszy 🙂
Życie codzienne wcale nie jest łatwiejsze od pielgrzymki, a pielgrzymka nie jest od niego trudniejsza. Przynajmniej tak to odbieram. Więc pora brać się w garść i iść, w kolejne dni.
Książkę przeczytałem z przyjemnością.Co do krytyki dla twojej osoby to nie ma się czym przejmować z własnego doświadczenia wiem że są to ludzie którzy nigdy i nigdzie nie ruszyli się z własnego podwórka.
Pozdrawiam.
Dzięki za info. I mam małą prośbę, o choć trzy zdania opinii o książce na stronie z recenzjami. Może być też na facebooku to sobie przeniosę na tę z recenzjami.
Taaa… jestem kolejnym facetem, który przeczytał do końca. Cieszę się z bezpłatnego udostępnienia, gdyż na kupowanie książek coraz mniej mnie stać. Lektura była wciągająca, nawet pasjonująca. Ja wychowany na Stachurze, znalazłem tam podobne klimaty. “Przenajświętsze manowce”, a ponadto dużo nadprzyrodzonego i wątków filozoficznych zgodnych z moim doświadczeniem i przemyśleniami. Może dlatego że jesteśmy w podobnym wieku i podobna historia życia za nami. Ponadto dużo praktycznej wiedzy o tym jak wybrać się na Camino i przeżyć z korzyścią dla ducha (i ciała chyba?) Myślę że Twoja książka ma szansę na rynku, choć kompletnie nie znam się na tym.
Górą faceci! 🙂 Z ceną i darmowością to jest tak jak na Camino. Donativo. To jest bardzo dobre rozwiązanie, bo jakoś nikt nie biednieje, każdy kto chce ma dostęp albo może iśc czy nocować. I to jakoś działa 🙂 Stachurę znam, czytałem chyba większość jego książek. Szkoda. Z manowcami też trzeba uważać. Książka oczywiście, że ma szanse. W tym sensie, że wydana z pewnością znalazłaby czytelników. Tylko trzeba jakoś przebić się przez tę barierę 🙂
Do Ciebie też mam prośbę, skoro przeczytałeś, o jakieś kilka zdań, choćby najprostszych, opinii czy recenzji. Rzecz jasna, jak będzie czas i chęć 🙂 Na stronie bloga zawierającej opinie o książce albo na facebooku. Pozdrawiam!
Kolejny facet z opinią :-). Jestem gdzieś na 71 dniu…czytam od czasu do czasu ….i uwaga…za każdym razem znajdę coś co mnie wzrusza. ..autentycznie. Czasami wydaje mi się, że to ja idę…i wiem, że kiedyś na pewno to zrobię. Wiele Twoich przemyśleń było i jest mi na tyle bliskie, że porobiłem sobie z nich notatki. A poza tym są naprawdę kawałkiem porządnej literatury. Często łapię sie na tym, “że z ust mi to wyjąłeś”. Myślę, że to się nadaje do druku. Gratuluję…i zazdroszczę (pozytywnie :-).No to kończę..idę sprawdzić jak Ci idzie w tej Francji
Prawda jest taka, że nie powinno mnie obchodzić, co ludzie myślą i mówią. Nie powinno mi na tym zależeć. Ciągle to sobie mówię i ciągle jest inaczej. Bo w jakiś sposób “nie jesteśmy sami”. Bo jakoś w końcu, jesteśmy dla innych, a nie dla siebie. Dlatego właśnie dobre słowa podnoszą, a złe przyginają do dołu. Dlatego ważne jest to, co zrobimy w stosunku do innych, choć ktoś może myśleć – nie ważne.
Więc dzięki za ten komentarz. Właściwie dla tych osób, które czytają (przeczytały) tę książkę, warto było to wszystko zrobić i przeżyć. Dla takich reakcji, które są niby proste i drobne, a które są wyjściem poza dominujące “chowanie się w własnym kręgu” i “wyglądanie” tylko na zewnątrz. Sam wiem, bo sam byłem “oglądaczem”, a nie “uczestnikiem”, zdarzeń, ludzi, spraw.
Z tą książką jak ze mną, na tym Camino, spotyka ludzi dobrych i złych, obojętnych i takich co pomogą. Z trudem w pocie czoła przedziera się przez dni. Czy kiedyś ukaże się w jakiś sposób drukiem? Nie wiem. Jest “ban”, “mur”. Kłopot z dalszym docieraniem do ludzi, z jakimś sposobem na to, żeby wydrukować. Ale… przeszedłem przecież. Więc może… stanie się kiedyś ona bestselerem 🙂 Sam nie wiem jak.
Jak zwykle przy takich okazjach, proszę. Proszę, żeby Pan zechciał polecić ją innym. Żeby jakoś przesączała się przez barierę massmediów, które rozstrzygać chcą (i rozstrzygają) co ważne, co nie, co ma docierać do ludzi, a co nie. No i pozdrawiam, pozdrowieniem ze szlaku – Buen Camino. Bo jakoś tak wierzę, że Panu też się ta droga zdarzy 🙂
Czytam. Z radością. Z uwagą. Trochę jak poradnik. Trochę jak tekst do zastanowienia się nad sobą, nad relacjami międzyludzkimi…
Marzę o Santiago i mam nadzieję, że chociaż fragment uda mi się przejść. Ta książka sprawia , że te marzenia stają się realne , a wiek mój (52 lata) przestaje być przeszkodą.
Dziękuję za informację. To ważne. Byśmy byli czymś więcej niż tylko widzami, mijającymi się przechodniami. Ważne dla mnie.
Wiek? Żadna przeszkoda 🙂 Jeśli nie ma obawy, w pójściu za marzeniami, to znaczy, że marzenia były zbyt małe. Jeśli jest, i jeśli mimo to marzenia też są, to już od nas zależy, czy spróbujemy 🙂
Proszę dać znać, jeśli uda się pani doczytać do końca. To trochę taka wiwisekcja i czasami może być bulwersująca. Bo tam nie ma filtra ani układności.
“Droga” miała być książką na cały Adwent. Bo to dla mnie też czas “drogi”- coś się kończy, więc czas na podsumowania i coś się zaczyna, a pomiędzy nimi jest oczekiwanie. Tak więc dzień za dniem aż do 23 grudnia chciałam przemierzać ze sobą i z Pana relacjami, rozważaniami. Porwał mnie Pan jednak i dzisiaj dotarłam do ostatniej strony. Mam o czym myśleć, mam zaczątki tego jak się przygotować i z czym przyjdzie mi się zmierzyć.
Dziękuję za otwartość i szczerość, którymi się Pan podzielił, za opisy dni dobrych i tych kryzysowych, zachwytu i spraw przyziemnych, za spojrzenie faceta a nie bezpłciowej istoty, człowieka z krwi i kości a nie wyimaginowanego mocarza.
Po przeczytaniu tak cicho się wewnętrznie do sobie uśmiecham bo uświadomiłam sobie także, że trudno będzie mi zrezygnować z kremu na dzień i na noc a one przecież “trochę” ważą.
Pozdrawiam!
Dziękuję za informację. I jak zawsze przy takiej okazji, mam prośbę albo pytanie. Zbieram sobie na stronie opinii o książce to, co sądzą o niej ludzie [http://camino.zbyszeks.pl/droga-recenzje/]. Czy mogę zamieścić tam, ten Pani komentarz?
Jeśli tak to ok. Jeśli nie, to może zechciałaby Pani dodatkowo kilka zdań w formie refleksji czy recenzji, czy jak Pani odebrała “Drogę”. Byłaby to pierwsza opinia kobiety 🙂 Bo tak się jakoś składa, że do tej pory to faceci czytali i dzielili się wrażeniami. Dziwne 🙂
Może Pan zamieścić mój komentarz na stronie z recenzjami. Czy łącznie z akapitem o kremach na dzień i na noc to zostawiam do Pana decyzji.
Mnie akurat Pana stosunek do stosowania kremów podczas pielgrzymki wpadł w oko ale ja to ja☺
O książce opowiadam koleżankom, chętnie słuchają, ale czy same sięgną po nią to się okaże
Pozdrawiam.
Do kremów mam stosunek wiadomy. Przetestowałem na sobie, że jakość i wygląd skóry zależy w 70% od rodzaju diety.
Dzięki za promocję “szeptaną”. Strzelec strzela Pan Bóg kule nosi 🙂