W porównaniu z poprzednim etapem to drobiazg. Ale tylko w porównaniu. Wyszedłem bez żadnego prowiantu i prawie bez wody. Ach jak lekko. Kupię sobie w Biedronka. Guzik. Zielone świątki.
Trafiłem jakiś bar. To znaczy restauracje. Po cenach i nazwie. Na propozycje menu powiedziałem że na takie jedzenie to mnie nie stać. Szef popatrzył na mnie z litością.
– Bigos z chlebem za sześć pięćdziesiąt?
Ucieszyłem się. Siadłem. Czekam. Na stole ląduje talerz gorącego rosołu.
– Gratis. Od firmy – mówi kobieta która mi go przyniosła.
Nie przedstawiłem się. Nic nie mówiłem. Że pielgrzymką czy coś. A tu rosół. Za nic. Ot zobaczyli człowieka głodnego o skromnych zasobach . Więc na czym polega Chrześcijaństwo?
Na pytanie o to czy mógłbym przenocować, zamiast chrząkania. Zakłopotania. Słyszę:
– Ależ oczywiście.
Własnym uszom nie wierzę. Ksiądz proboszcz w Szczercach ma gołębie serce. Po prostu. Takim ludziom nie jest łatwo w życiu. Ale tacy ludzie nadają życiu sens.