W Sulejowie przyjęli mnie Cystersi. Piękny stary kościół. Ślady wzniósł ości i wielkości. Dwaj mnisi księża bardzo uprzejmi ale jakby nieco nieobecni. Zauważyłem jakąś książkę o Kodniu. Fascynująca historia jak Sapieha ukradł obraz z Watykanu.
Cystersi mają zabójcze stroje zakonne. Chyba George Lucas ściągał do gwiezdnych wojen. Obok hotel. Jazgot całą noc. Rano pijana młodzież zatacza się między klasztorem a hotelem.
Ponieważ w dwóch parafiach nie udało mi się ustalić noclegów. Zdecydowałem się na 40 km marsz do Bełchatowa. Ksiądz kochany przyjął choć dokumenty sprawdził.
Jak wszedłem do użyczonego pokoju to dostałem trochę pieczywa. Zjadłem i padł em nie mając siły na przebranie się i toaletę.
Problemy mi się pęcherze na stopach. To już od tego szaleńczego etapu. Przebijalem agrafką ale się odnawiają. Kiepsko trochę. Czyżby tak blacha sprawa miała mnie zatrzymać? Boli ale jakoś da się znieść. Żeby się tylko nie zepsuło bardziej.