Chyba jednak nie pójdę. Bo wcale się nie przygotowuję. Nie uczę się języków, nie trenuję organizmu. Właściwie nie wiem na co czekam. Zima ścisnęła mrozem, ciężko trochę się poruszać. Aż się dziwię, że temat nie chce “umrzeć śmiercią naturalną”.
Nie wiem też jaki charakter, miałaby mieć ta moja “pielgrzymka”. Religijny, turystyczny, samorealizacyjny? Najbliższe otoczenie, jakby to powiedzieć, przyjęło informacje o zamiarze, z “daleko posuniętą powściągliwością”. Czyli… jeszcze jeden argument przeciw.
Strasznie mało czasu zostało. Ciągle pielęgnuję w sercu to marzenie. Pójść, zgubić się, znaleźć. Ciągle chcę.