Camino 2015, zdjęcia: dzień 115 Ribadeo

Ponad 60 zdjęć. Za dużo. Za bardzo. Za kolorowo. Cudny etap. Poranek ze wschodzącym słońcem. Droga rankiem do Tapia. Takie dni się zdarzają. Kolorowe, piękne, pełne, zachwytu. No bo w życiu zmienność. Doszedłem do albergi pierwszy. Położyłem się i zacząłem się opalać pod murem. Potem przyszedł Takahashi i jeden pielgrzym z Niemiec. Przyszła też Justyna. Dzwoniliśmy na Policję w temacie jak wejść do Albergi. Młodzi Niemcy, wepchali się, gdy otworzyliśmy drzwi. Młodzi jeszcze. Potem dotarł Staszek. Niedziela, to poszedłem do kościoła. Msza wieczorem. Nasza trójka z Polski to byli jedyni pielgrzymi, którzy z albergi poszli na mszę. Reszta nie ukrywała zdziwienia. Wieczorem rozweselona Holenderka zaprosiła nas na zabawę, wiadomo – fiesta. Puściłem młodzież wolno i wróciłem do albergi. Tam… Taka zaproponował, byśmy wypili butelkę wina, bo… już się nie zobaczymy. Szlag mnie czasem trafia, że z tyloma ludźmi się nie zobaczę. Może chociaż Bóg… jest. Nie przemija. Nawet jak go nie widzimy, to jest. W Nim jest wszystko, co było i co będzie, w tym nieustającym oceanie miłości i życia.

———————————

Całość relacji w książce dostępnej w wydawnictwie Gaudium:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.