Ponad 60 zdjęć. Za dużo. Za bardzo. Za kolorowo. Cudny etap. Poranek ze wschodzącym słońcem. Droga rankiem do Tapia. Takie dni się zdarzają. Kolorowe, piękne, pełne, zachwytu. No bo w życiu zmienność. Doszedłem do albergi pierwszy. Położyłem się i zacząłem się opalać pod murem. Potem przyszedł Takahashi i jeden pielgrzym z Niemiec. Przyszła też Justyna. Dzwoniliśmy na Policję w temacie jak wejść do Albergi. Młodzi Niemcy, wepchali się, gdy otworzyliśmy drzwi. Młodzi jeszcze. Potem dotarł Staszek. Niedziela, to poszedłem do kościoła. Msza wieczorem. Nasza trójka z Polski to byli jedyni pielgrzymi, którzy z albergi poszli na mszę. Reszta nie ukrywała zdziwienia. Wieczorem rozweselona Holenderka zaprosiła nas na zabawę, wiadomo – fiesta. Puściłem młodzież wolno i wróciłem do albergi. Tam… Taka zaproponował, byśmy wypili butelkę wina, bo… już się nie zobaczymy. Szlag mnie czasem trafia, że z tyloma ludźmi się nie zobaczę. Może chociaż Bóg… jest. Nie przemija. Nawet jak go nie widzimy, to jest. W Nim jest wszystko, co było i co będzie, w tym nieustającym oceanie miłości i życia.
———————————
Całość relacji w książce dostępnej w wydawnictwie Gaudium: