31 stycznia 2015

Nie wiem, który to już dzień “przed”. I czy w ogóle będzie “przed”. Rośnie we mnie strach. Strach, przed tym co będzie. Strach przed niepowodzeniem, strach przed tym co się może wydarzyć, przed sytuacjami, w których, wszystko zawiedzie.  Przed tym, że organizm zawiedzie. Przed tym, że deszcz a ja szosą, bo nie będzie innego wyjścia.

Chciałbym objąć. Zobaczyć. Przewidzieć przyszłość. Jakoś to wszystko poukładać. Zabezpieczyć się.  Żeby nie wyszło głupio.

Dziś znów odcinek kontrolny. Dwadzieścia ileś tam kilometrów. Znużenie. Trud. Sprawdzanie. Czy dam radę.

Może to wszystko nie ma sensu. Te pytania o przyszłość stawiane przez świadomość. Przez świadomość? Może to zachłanne pragnienie bezpieczeństwa i kontroli, pewności tego co się wydarzy i co będzie, może to właśnie jest złe. Niewłaściwe. Nierozsądne.

Może przywiązywanie wagi do tego, co będzie, jak wyjdzie, czy dojdzie do skutku, jak się zakończy i co się stanie. Może to właśnie jest czepianie się życia, próba zachowania go, przewidzenia go. Próba śmiertelnie szkodliwa. Groźna. Chora. Od samego zarania. Od kiedyś tam. Od pierwszego razu, gdy człowiek powiedział “Chcę”. A więc wyrwał się tym stwierdzeniem z rzeczywistości, ze świata, który był “chceniem” Boga. Sam sie postawił w jego roli i poznał, że to dobre. Na początku.

Może trzeba po prostu, dziękować, bo jest za co.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.